Pomysł pojawił się podczas dyskusji, która miała miejsce podczas mojej podróży do Izraela. Bardzo popularny wówczas film izraelskiego reżysera Walc z Bashirem (Vals im Bashir 2008) pretendował do Nagrody Akademii Filmowej i budził wiele emocji. Nie chciałabym jednak skupiać się na oczywistej kwestii krytyki izraelskiego rządu i wydarzeń z Libanu w 1982 r. Moja uwagę zwróciła natomiast forma filmu, która wywołała długą dyskusję wśród moich przyjaciół. Momentem spornym okazało się samo zakończenie historii, gdzie autorzy wykorzystali autentyczne zdjęcia wojenne. Ranni cywile czy osierocone dzieci to obrazy, które widzimy dosyć często w codziennych wiadomościach, jednak zastosowanie tego rodzaju zdjęć w jednym obrazie filmowym z animacją, tworzy gigantyczny kontrast. Zestawienie to wydało mi się genialne, podobnie jak moim przyjaciołom z Europy. Ku naszemu zaskoczeniu młodzi Żydzi nie tylko odczytali zabieg jako nieudany czy zbyt dosłowny, niektórzy uznali go za kiczowaty czy niesmaczny i mówli o tym, z wyraźną niechęcią. Co ciekawe, opinie za i przeciw dzieliły studentów europejskich i mieszkańców Izraela. Nie było wyjątków. Celowo przez następne tygodnie prowadziłam własne małe badania, pytając o końcówkę filmu Walc z Bashirem. Odpowiedzi nie wniosły nic nowego. Na dodatek zarówno dla Europy jak i dla Izraela interpretacja konrtastu pomiędzy autentycznymi zdjęciami a animacją były tak oczywiste, że żadne nie potrafiło zrozumieć drugiej strony. W tym czasie zaczęła kiełkować myśl o projekcie, który mógłby połączyć różnice, stworzyć pewien rodzaj komunikacji dla odmienności w myśleniu, odczytywaniu informacji, czy nawet odczuwaniu. Wiemy przecież, że rozpoznajemy to, co już znamy, co jest nam bliskie, że odbiór obrazu uwarunkowany jest tym, co widzieliśmy. Mają na nas wpływ symbole, którymi bombardowani jesteśmy od najmłodszych lat. W jaki sposób zatem stworzyć system komunikacji,
Pomysł pojawił się podczas dyskusji, która miała miejsce podczas mojej podróży do Izraela. Bardzo popularny wówczas film izraelskiego reżysera Walc z Bashirem (Vals im Bashir 2008) pretendował do Nagrody Akademii Filmowej i budził wiele emocji. Nie chciałabym jednak skupiać się na oczywistej kwestii krytyki izraelskiego rządu i wydarzeń z Libanu w 1982 r. Moja uwagę zwróciła natomiast forma filmu, która wywołała długą dyskusję wśród moich przyjaciół. Momentem spornym okazało się samo zakończenie historii, gdzie autorzy wykorzystali autentyczne zdjęcia wojenne. Ranni cywile czy osierocone dzieci to obrazy, które widzimy dosyć często w codziennych wiadomościach, jednak zastosowanie tego rodzaju zdjęć w jednym obrazie filmowym z animacją, tworzy gigantyczny kontrast. Zestawienie to wydało mi się genialne, podobnie jak moim przyjaciołom z Europy. Ku naszemu zaskoczeniu młodzi Żydzi nie tylko odczytali zabieg jako nieudany czy zbyt dosłowny, niektórzy uznali go za kiczowaty czy niesmaczny i mówli o tym, z wyraźną niechęcią. Co ciekawe, opinie za i przeciw dzieliły studentów europejskich i mieszkańców Izraela. Nie było wyjątków. Celowo przez następne tygodnie prowadziłam własne małe badania, pytając o końcówkę filmu Walc z Bashirem. Odpowiedzi nie wniosły nic nowego. Na dodatek zarówno dla Europy jak i dla Izraela interpretacja konrtastu pomiędzy autentycznymi zdjęciami a animacją były tak oczywiste, że żadne nie potrafiło zrozumieć drugiej strony. W tym czasie zaczęła kiełkować myśl o projekcie, który mógłby połączyć różnice, stworzyć pewien rodzaj komunikacji dla odmienności w myśleniu, odczytywaniu informacji, czy nawet odczuwaniu. Wiemy przecież, że rozpoznajemy to, co już znamy, co jest nam bliskie, że odbiór obrazu uwarunkowany jest tym, co widzieliśmy. Mają na nas wpływ symbole, którymi bombardowani jesteśmy od najmłodszych lat. W jaki sposób zatem stworzyć system komunikacji,